im do głowy siebie do nich zaliczyć, sądząc, że istnieją tacy, którzy są do tego
specjalnie jakoś predestynowani. Do tych, którzy się w tę służbę publiczną zaprzęgli,
miewali stosunek rozmaity: począwszy od szacunku, czy nawet czci aż do trochę
zniecierpliwionej pobłażliwości, z jaką traktuje się ludzi, którzy mącą cudzy spokój, a
sami
szukają
guza
Oba wymienione gatunki ofiarności są w ludziach: potrzebne, a cenimy szczególnie
tych, którzy łącząc w służbie społecznej zdolność do ofiary z poczuciem
odpowiedzialności za życie zbiorowe nie pytają, dlaczego tej służby mieliby się
podejmować właśnie oni, lecz pytają, dlaczego oni właśnie mieliby się od niej uchylać.
d) Służba społeczna, o której była przed chwilą zmowa, wymaga nieodzownie
czwartego i ostatniego czynnika, wchodzącego w skład tzw. uspołecznienia:
umiejętności współdziałania. Odmawia się zwykle uspołecznienia ludziom, którzy nie
umieją podejmować jakiejś akcji w solidarnej gromadzie, którzy za młodu stronią od
harcerstwa, do wszelkich drużyn sportowych, a później uchylają się od udziału w
związku zawodowym czy ugrupowaniu politycznym. Mówi się o nieuspołecznieniu
tego, kto się źle czuje, ilekroć zawód zmusza go do jakiejś pracy zespołowej, gdzie ma
odgrywać
rolę
członka
chóru
tylko,
a
nie
solisty.
Polska tradycja liberum veto nasuwa nam w tym punkcie konieczność pewnej uwagi
dodatkowej a mianowicie konieczność odróżnienia indywidualizmu od warcholstwa.
Szanuje ludzki indywidualizm taki ustrój, który szanuje ludzkie aspiracje do
osobistego doskonalenia według własnych, a nie narzuconych mu przez państwo i dla
wszystkich jednakowych wzorów; ustrój, który szanuje wolność osobistą i wolność
przekonań i czyjąś sferę prywatności. Indywidualizm, który wyraża się w poczuciu, że
się ma prawo do żądania tego rodzaju poszanowania, jest własnością, która winna
przysługiwać każdemu. Nie chcemy natomiast widzieć w ludziach indywidualizmu
rozumianego jako niezdolność do współdziałania na równych z innymi prawach. Tym
bardziej wykluczamy tendencję rozmyślnego psucia tego współdziałania, jeżeli nie
idzie ono po naszej myśli, tak jak czyni dziecko, które nie tylko uchyla się od zabawy w
konie, jeżeli mu się nie da powozić, ale ponadto tym, którzy chcą się nadal bawić, tę
zabawę psuje. Niepodporządkowywanie się prawom gromady, rozmyślne psucie jej
pracy zespołowej - to właśnie już jest warcholstwo, które ze względu na wspomniane
już polskie tradycje należy tępić metodycznie.
12. Szkicując obraz człowieka, jakiego mamy hodować, nie możemy pominąć jeszcze
jednego, bardzo doniosłego punktu, a mianowicie postawy, jaką powinniśmy
zajmować wobec przeciwnika w walce, walka bowiem jest sytuacją powszednią.
Mamy z nią do czynienia nie tylko na wojnie. Jest nią rozgrywka parlamentarna,
wszelka polemika, jest nią partia szachów czy partia tenisa.
Walka winna być prowadzona według starych tradycji rycerskich, z poszanowaniem
przeciwnika i - jak to usilnie powtarzają niektórzy - z unikaniem wszelkiej krzywdy
niekoniecznej dla przeprowadzenia swoich celów. Do tej tradycji rycerskiej warto
szczególnie nawiązać dzisiaj, w okresie, gdy ludzie nie przebierają w środkach, by
przeciwnika pogrążyć; gdy śmierć wroga im nie wystarcza; gdy muszą jeszcze ponadto
jego obraz dla potomności splugawić. Szkalowanie wroga było dobrze znanym
chwytem propagandy niemieckiej. Rycerskość, której żądamy, ma przejawiać się nie
tylko w toku walki. Jej przepisy uczą nas także, jak wygrywać i jak przegrywać. Każdy
wyrostek angielski, kiedy staje do jakichś zawodów sportowych, wie, że nie wolno mu